poniedziałek, 24 października 2011

Zawróć, mam złe przeczucia (fragment)

        To było w Barcelonie. Podszedł do niej ten facet, Joan, i dał jej dwie wizytówki, jedną z napisem „cursos de vals”, drugą z Pipi Landstrum na tle gór.
        Grała wtedy na Passeig de Gracia, między sklepem Gucci’ego a Bulgari i wcześniej zatrzymał się obok niej młody, rosyjski milioner. Mogła trafić na niego. Mógł być tam dłużej, bo wrzucił jej pięć euro w banknocie, a żeby nie wypadło z futerału, przycisnął je jeszcze monetą. Dwa euro, jeśli dobrze pamiętam. Kiedy zobaczył mnie, nie chciał jej już zaprosić na kolację. Powiedział tylko, że jej music is beautiful i poszedł. A przecież tyle by zrozumiała po angielsku, nie potrzebowała tłumacza, żeby przyjąć komplement.
        Joan nie odszedł. Miał zbyt dobrą gadkę, żeby odejść. Musiał przypuszczać, że nie jest tu sama, więc był ostrożny. Tymi żabimi oczkami wpatrywał się w nią z uśmiechem tubylca, dla którego każdy obcokrajowiec jest zaskakująco śmiesznym wydarzeniem. Był dość obrzydliwy na pierwszy rzut oka i jeśli miał coś wspólnego z teatrem, jak na początku utrzymywał, musiało być to coś na wzór ucieczki od realnego świata. Teatr dla idiotów, przegranych, dla ludzi bez gustu. Teatr bez pomysłu.
        Spytał, czy mówię po hiszpańsku, bo z nią nie mógł się dogadać, zresztą był pewnie zbyt napalony, by łączyć zdania z gramatyczną poprawnością. Na moje no, no espańol, zdziwił się ledwo zauważalnie i spytał, czy ingles, więc powiedziałem, że tak, że yes, I speak english, kolego. Możemy się dogadać.
         Rozpoczął od przeprosin. A potem mówił i mówił, bez dbałości o angielskie zgłoski, i wyjaśniał szeroki zakres swojej działalności, od organizowania różnorakich kursów po tworzenie festiwali tematycznych. Wizytówka z Pippi Landstrum dotyczyła Festa Nordica, na odwrocie pokazał nam flagi państw skandynawskich, a ja – uśpiony barcelońskim słońcem – zastanawiałem się tylko, dlaczego wszystkie są do siebie tak podobne, skoro przynajmniej jedno z tych państw zamieszkuje lud niezwiązany z Wikingami (czy to Finlandia?). Joan zaś wyjaśniał, że potrzebuje jej, mojej dziewczyny do odegrania specjalnej sceny z filmu Titanic, tej w której statek tonie, a kwartet smyczkowy, czy co to właściwie było, grając w najlepsze umila oczekiwanie na śmierć.


 ...





Tekst ma dalszy ciąg. Jak ktoś chce przeczytać, to maila mi wysłać: f.cyprowski@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz